„Witajcie w naszej bajce” – transparent tej treści (rodem z „Akademii pana Kleksa”) i ze złowrogo spoglądającą Babą Jagą powitał przybyszów z Legnicy. Piłkarze Miedzi nie sprawiali bynajmniej wrażenia wystraszonych. Nie mieli powodów. Do półfinałowej konfrontacji z Jagiellonią nie stracili bowiem bramki w Totolotek Pucharze Polski 2018/2019. Ale białostoczanie również mogli pochwalić się takim osiągnięciem. Jednak, aby awansować do finału, ktoś musiał w końcu stracić gola. Nudne 0:0 po dogrywce i seria rzutów karnych były możliwe, ale raczej mało prawdopodobne. Aczkolwiek po 1. połowie można było pomyśleć, że taki scenariusz jest jak najbardziej realny. Tak się na szczęście nie stało, a obaj bramkarze w końcu skapitulowali – golkiper Miedzi dwukrotnie, a Jagi raz. Gospodarze zadali decydujący cios w doliczonym czasie, a bohaterem białostoczan został ich kapitan – Taras Romanczuk. Jagiellonia zameldowała się w finale krajowego pucharu po 9-letniej przerwie (w 2010 roku zdobyła trofeum po pokonaniu Pogoni Szczecin 1:0).
32
M. Nawrocki
11
J. Imaz
2
A. Kadlec
27
M. Adamec
77
M. Košťál
7
J. Wójcicki
29
G. Sandomierski
Pierwszy półfinał Pucharu Polski skojarzył ze sobą drużyny, które do tego etapu dotarły bez straty choćby jednego gola. Jagiellonia przechodziła kolejne rundy eliminując po drodze Lechię Dzierżoniów, GKS Katowice, Arkę Gdynia i Odrę Opole. Legniczanie zaś w drodze do półfinału pokonali Sandecję Nowy Sącz, GKS Bełchatów, Śląska Wrocław oraz Puszczę Niepołomice.
Kapitanowie wyprowadzają obie drużyny na półfinałowe starcie w Totolotek Pucharze Polski. Na pierwszym planie późniejszy bohater meczu – Taras Romanczuk z Jagiellonii Białystok.
Wtorkowy mecz półfinałowy pomiędzy Jagiellonią Białystok a Miedzią Legnica już od kilku tygodni elektryzował kibiców obu klubów. Większe ciśnienie z pewnością było na Podlasiu, bo dla wciąż niepewnej miejsca w górnej ósemce LOTTO Ekstraklasy Jagi ewentualne zwycięstwo w Pucharze Polski byłoby uratowaniem sezonu i być może posady trenera Ireneusza Mamrota. W Legnicy nastroje są z goła odmienne. Miedzianka wciąż walczy o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej i nikt na Dolnym Śląsku nie ukrywał, że właśnie to jest priorytetem. Nie znaczy to jednak, że piłkarze Dominika Nowaka zamierzali kłaść się przed Jagiellonią w Białymstoku. Kibice Miedzi doskonale pamiętają rok 1992, kiedy to ich ulubieńcy sensacyjnie wygrali turniej tysiąca drużyn, jak nazywane są rozgrywki Pucharu Polski.
Wydawało się, że dogrywka jest nieunikniona, ale w doliczonym czasie gry Jagiellonia zdołała wywalczyć rzut rożny. Najwyżej w powietrze wyszedł Romanczuk i po raz drugi skierował piłkę do siatki! A że była to czwarta z doliczonych minut, jagiellończycy utrzymali korzystny wynik i zapewnili sobie trzeci w historii finał PP.
Jesteśmy szczęśliwi, bo od pierwszego meczu mówiłem, że naszym celem jest finał Pucharu Polski, gdzie chcemy zagrać o zwycięstwo. Każdy piłkarz podkreślał, że chce zagrać na Narodowym.
Jeden mecz decyduje o finale. Gratuluję drużynie z Białegostoku, bo wygrała to spotkanie i jest w finale. U nas są duże emocje, liczyliśmy tu na więcej. Liczyliśmy, że spełnimy nasze marzenia i zagramy na Narodowym. Nie udało się, trudno. To dla nas nie tylko przygoda, ale dla nas tegoroczny puchar był sportowym doświadczeniem.
Jeżeli ktoś miał zostać bohaterem Jagiellonii, to tylko jej kapitan. Gdy Jaga była w potrzebie, zawsze mogła liczyć na niego liczyć. Nie inaczej było w półfinale Totolotek Pucharu Polski w 2019 roku. Po 9-letniej przerwie białostoczanie znów zameldowali się w finale krajowego pucharu, a awans wywalczyli dzięki dwóm golom Tarasa Romanczuka. W obu przypadkach bramki padły po rzutach rożnych. Pierwszą z nich urodzony w Kowlu na Ukrainie (ale mający polski paszport) pomocnik zdobył po uderzeniu nogą, a drugą po strzale głową. „To były najważniejsze gole w tym sezonie. Fajnie, ze zespół grał do końca i rozegraliśmy niezły mecz. Mam nadzieję, że to zwycięstwo doda nam pewności siebie do ostatniej kolejki” – powiedział po spotkaniu szczęśliwy strzelec.
Gdyby spojrzeć tylko na posturę fińskiego zawodnika, trudno byłoby niektórym uwierzyć, że jest on profesjonalnym piłkarzem. Ale zdarzają się i takie przypadki. Ot, doskonałym na to przykładem byłby chociażby Szwajcar Xherdan Shaqiri – niski, krępy, ale potrafiący szybko biegać i zdobywać kapitalne bramki (o czym przekonali się Polacy podczas Euro 2016). Petteri Forsell nie był wprawdzie graczem takiego formatu, ale wielokrotnie udowadniał, że posiada w nodze prawdziwy dynamit. Przekonała się o tym drużyna Jagiellonii. To po jego bombie z rzutu wolnego, Marián Kelemen musiał wyciągać piłkę z siatki. Nominalną pozycją Fina była pomoc, ale występował również w pierwszej linii. W Miedzi grał dwukrotnie – w latach 2016-2017 oraz 2018-2019. W obu przypadkach kończył go z dwucyfrowym dorobkiem bramkowym.
► 98. mecz Jagiellonii w PP
► Piąty udział Jagiellonii w półfinale PP i trzeci awans do finału
► Drugi udział Miedzi w półfinale PP i tym razem bez awansu do finału
► 56. mecz Miedzi w PP
► Ósmy kolejny mecz Jagiellonii w PP ze zdobytą bramką (w każdym z nich nie więcej niż 2 trafienia)
► Dziewiąty kolejny mecz Jagiellonii na własnym boisku w PP ze straconą bramką
► Drugi wyjazdowy mecz Miedzi w półfinale PP, drugi bez wygranej i drugi ze zdobytą 1 bramką
► Pierwszy mecz tych drużyn w historii PP
► Pierwszy mecz Jagiellonii ze straconą bramką po serii czterech kolejnych „z zerem z tyłu”
► Trzeci mecz Miedzi w ½ finału i pierwsza porażka (bilans 1-1-1, bramki 5-3)
► Dziewiąty mecz Jagiellonii w półfinale PP i trzecia wygrana (po tym spotkaniu bilans meczowy w ½ finału stał się dodatni (3-4-2) i w żadnym z nich Jagiellonia nie zdobyła więcej niż 2 bramki
► Piąty mecz Jagiellonii w półfinale PP na własnym boisku i wyrównany bilans meczowy tych starć (2-1-2)