Miejsce akcji: Hiszpania. Przeciwnik: Irlandia. Azymut: Norwegia. Można się pogubić, ale rozegranym na Półwyspie Iberyjskim meczem z drużyną z Zielonej Wyspy nasze reprezentantki rozpoczęły przygotowania do arcyważnego spotkania w eliminacjach mundialu 2023. Wiedziały, że 12 kwietnia czeka je wyjazdowe starcie z faworytkami do zwycięstwa w grupie – i jeśli uda im się stamtąd wywieźć chociaż punkt, zachowają szansę na grę w barażach. Niestety, sprawdzian nie wypadł najlepiej. Biało-czerwone wprawdzie strzeliły gola jako pierwsze, z karnego, jednak notowana o miejsce niżej w rankingu FIFA drużyna odpowiedziała dwiema bramkami i utrzymała prowadzenie do końca. Tym samym awansowała do półfinału towarzyskiego turnieju Pinatar Cup. Polkom pozostała walka o miejsca 5-8.
24
J. Ziu
9
A. Barrett
Reprezentacja Polski przed meczem z Irlandią w La Mandze. Stoją od lewej: Karolina Klabis, Gabriela Grzywińska, Nikola Karczewska, Małgorzata Mesjasz, Martyna Wiankowska, Paulina Dudek. W dolnym rzędzie: Dominika Grabowska, Weronika Zawistowska, Adriana Achcińska, Zofia Buszewska, Ewelina Kamczyk.
Selekcjoner Nina Patalon dokonała trzech zmian w wyjściowej jedenastce w porównaniu do ostatniego meczu o punkty z Belgią w eliminacjach mistrzostw świata. Nikol Kaletkę, Karolinę Gec i Natalię Padillę-Bidas zastąpiły Gabriela Grzywińska, Nikola Karczewska i Ewelina Kamczyk. To spowodowało, że za ofensywę polskiej drużyny w dużej mierze miało odpowiadać zgrane trio występujące na co dzień we francuskim FC Fleury 91.
Musimy nauczyć się zarządzać meczem też wtedy, kiedy nie idzie. Wtedy, kiedy trzeba wziąć odpowiedzialność za to, co dzieje się na boisku. My nie byliśmy w stanie wrócić do gry po stracie bramek. Nie poradziliśmy sobie z nawiązaniem kontaktu z rywalem i powrotem do dominacji nad nim. Musimy poukładać sobie w głowie to, żeby takie mecze, gdzie margines błędu jest niewielki, zagrać po prostu lepiej. Wiemy, co musimy poprawić.
Po dość anemicznym początku inicjatywę przejęły Polki. Często znajdowały się w okolicach bramki rywalek, ale nie potrafiły oddać groźnego strzału. Po 25 minutach gry wydarzenia przeniosły się pod polską bramkę. Czujna była jednak Karolina Klabis i nie dała się pokonać. W końcówce pierwszej połowy Polki ograniczały się do wyprowadzania kontr. Stworzyły kilka składnych akcji, ale nie potrafiły ich skutecznie wykończyć i do przerwy był bezbramkowy remis.
Drugą część meczu biało-czerwone zaczęły ofensywnie i objęły prowadzenie. Po zagraniu ręką rywalki rzut karny pewnie zamieniła na gola kapitan drużyny Paulina Dudek. Irlandki mogły wyrównać po strzale głową Louise Quinn w 56. minucie, ale polska bramkarka interweniowała skutecznie. Nie miała za to szans przy uderzeniu Lucy Quinn z 16 metrów 10 minut później. Zespół irlandzki atakował i kwadrans przed końcem po wysokim dośrodkowaniu w pole karne Louise Quinn głową wpakowała piłkę tuż przy słupku, rozstrzygając losy spotkania.
„Zamiast gola dla biało-czerwonych było trafienie wyrównujące. Rywalki przeprowadziły szybki atak, zakończony świetnym uderzeniem z linii pola karnego Lucy Quinn. Irlandki szybko poszły za ciosem i kwadrans przed końcem spotkania wyszły na prowadzenie. Po dośrodkowaniu Katie McCabe wykorzystały błąd w ustawieniu w defensywie biało-czerwonych, a niepilnowana w polu karnym Louise Quinn z bliska strzałem głową wpakowała piłkę do bramki” – tak Hanna Urbaniak z portalu Łączy Nas Piłka opisała bramki dla naszych rywalek. Wbrew pozorom ich zdobywczynie nie są ze sobą spokrewnione. Dzieli je różnica wieku (Lucy jest o trzy lata młodsza), pozycja na boisku (jedna gra w obronie, druga w pomocy), a także… wspomnienia związane z Polską. Louise bowiem debiutowała w reprezentacji właśnie w starciu z biało-czerwonymi, w wygranym 4:1 towarzyskim meczu w Baldonnel.
„Od małego zawsze spędzałam całe dnie z chłopakami. Z lalkami nie miałam styczności, a jak już miałam to… urywałam im głowy” – zwierzyła się w 2015 roku Hannie Urbaniak z ŁNP. Dodając, że gdy była nastolatką, jej największą pasją był parkour, polegający na akrobatycznym pokonywaniu przeszkód w przestrzeni miejskiej. „Robiłam salta, skakałam po dachach, rowach. Zawsze wtedy, kiedy wracałam do domu z kontuzją, mama prosiła mnie, żebym już z tym skończyła” – wspomina. Spełniła to życzenie, bo pewnego dnia podczas wakacji, które spędzała w Koninie, wypatrzyła ją Nina Patalon. Kasia właśnie grała z kolegami w piłkę, a przyszła selekcjonerka wracała z treningu młodzieżowej drużyny Medyka. Zobaczyła, co dziewczyna potrafi, i zaproponowała zapisanie się do klubu. I tak się zaczęło. Pierwszy sukces przyszedł prędko, bo w 2013 roku Konat sięgnęła z koleżankami z kadry do lat 17, m.in. Ewą Pajor i Pauliną Dudek, po tytuł mistrzyni Europy.