Arka to drużyna pucharowa – takie stwierdzenie coraz częściej można było usłyszeć przy okazji występów podopiecznych Leszka Ojrzyńskiego. W lidze gdynianie spisywali się znacznie poniżej oczekiwań. W Pucharze Polski, mimo wszystko byli w stanie osiągać korzystne rezultaty. Co więcej swoją serię kontynuowali drugi rok z rzędu. Po tym jak w 2017 roku sensacyjnie sięgnęli po trofeum, niespełna 12 miesięcy później znów zapewnili sobie miejsce w wielkim finale. Po porażce w Kielcach 1:2, sukces nie przyszedł jednak łatwo. Przez blisko 85 minut gospodarze nie byli w stanie zdobyć wymarzonej bramki i dopiero, gdy kibice coraz bardziej nerwowo spoglądali na zegarki, sprawy w swoje ręce wziął rezerwowy Marcus da Silva. Na bramkę Brazylijczyka z polskim paszportem piłkarze Korony nie zdążyli już odpowiedzieć.
27
A. Poúngouras
1
P. Šteinbors
17
A. Marciniak
8
M. Da Silva
13
G. Piesio
9
R. Jurado
3
K. Sobieraj
Bronienie się w Gdyni nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Nie mamy wielkiej przewagi, a gra na remis nie zawsze przynosi korzyści. My chcemy narzucić Arce swój styl, a w ofensywie posiadamy sporo atutów. Jak szybko zdobędziemy bramkę to będzie nam łatwiej. Ten jeden gol może się okazać kluczowy. W Czechach nigdy nie grałem tak wysoko w krajowym pucharze. Od finału Pucharu Polski Koronę dzieli jeden krok i zrobimy wszystko, by go wykonać, najlepiej z pominięciem konkursu rzutów karnych. Taki horror przeżyłem już w eliminacjach Ligi Europy ze Slovanem Liberec. Co prawda wykorzystałem jedenastkę, ale przegraliśmy konkurs z Dinamem Bukareszt. W Koronie są fachowcy od karnych, lecz wierzę, że poradzimy sobie bez tego. O Narodowym pomyślę po rewanżu z Arką, choć nie ukrywam, że pragnę tam zagrać w tak ważnym spotkaniu. W Polsce finał pucharu ma fantastyczną oprawę, odbywa się przy licznej publice, nie ma co porównywać rangi wydarzenia do Czech. Każdy piłkarz marzy o grze w takich finałach.
Ostatni przystanek przed stacją docelową – Stadion Narodowy. Piłkarze Arki i Korony wierzyli, że ich pucharowa podróż zakończy się w Warszawie.
Dziś było widać, że była jakość i spokój po naszej stronie. Walczyliśmy o gola na spokojnie, nie „na hura”. Super, że tak się skończyło i gramy dalej. Wiedzieliśmy, że jakakolwiek stracona bramka może nas dużo kosztować. Zrobiłoby się nerwowo, może byłyby jakieś gwizdy z trybun. Trzeba wygrywać, bo po porażkach jestem bombardowany pytaniami, a po wygranych mniej.
Po meczu w Kielcach byłem bardzo zdenerwowany, a żaden dziennikarz nie wiedział dlaczego. Wszyscy mówili, że wygraliśmy i czego ja chcę. Taki jest system w pucharze, że 2:1 u siebie to wcale nie jest dobry wynik. Mówiliśmy, że możemy stracić w końcówce niepotrzebnego gola i tak się zdarzyło.
Na pewno cieszymy się, że jesteśmy w finale, teraz jeszcze trzeba go wygrać. Ten ostatni mecz będzie bardzo ważny i ciężki. Cieszymy się wszyscy, także z tego, że drugi raz jesteśmy w finale i Arka ma szansę na drugie trofeum z rzędu. Korona nie wykorzystała swoich sytuacji, także po błędzie, który popełniłem. Uważam, że zagraliśmy dobre spotkanie. Chcieliśmy po tych dwóch porażkach w lidze przełamać się. Bardzo przeżywaliśmy te przegrane, chcieliśmy te mecze wygrać. Cieszymy się, że udało się zwyciężyć w tak ważnym dla nas momencie. Teraz czekamy na rywala, niezależnie z kim zagramy, powalczymy o puchar.
Trudno nie nazwać najważniejszą postacią spotkania piłkarza, którego bramka przesądziła o awansie do wielkiego finału Pucharu Polski. Przed meczem da Silva nie był jednak bohaterem oczywistym. W Kielcach w ogóle nie zagrał, a w Gdyni Leszek Ojrzyński posłał go do boju dopiero w trakcie drugiej połowy. Brazylijczyk z polskim paszportem po zimowej przerwie na boisko wrócił w kwietniu i był to dopiero jego trzeci występ w 2018 roku. Jak się okazało dla niego historyczny. Nie tylko dlatego, że wprowadził żółto-niebieskich do drugiego z rzędu finału Pucharu Tysiąca Drużyn, ale również za sprawą indywidualnego jubileuszu. Był to bowiem jego 50 gol strzelony dla klubu z Trójmiasta.
Reżyser gry w zespole Korony był bez wątpienia jednym z najbardziej doświadczonych piłkarzy na boisku. Możdzeń, który był podstawowym graczem złocisto-krwistych już w drugim kolejnym sezonie, rozpoznawalność zyskał za czasów występów w poznańskim Lechu. Barwy Kolejorza reprezentował w sumie przez pięć lat, wywalczył mistrzostwo Polski i chyba nie ma w Polsce kibica, który nie widziałby jego efektownej bramki z dystansu w starciu Ligi Europy z Manchesterem City. Później utalentowany pomocnik spuścił nieco z tonu. Z Wielkopolski trafił do Bielska-Białej, żeby ostatecznie zakotwiczyć w Kielcach. W Gdyni miał swoją szansę, ale piłkę po jego uderzeniu, z największym trudem, na rzut rożny wybił Krzysztof Pilarz.
Myślę, że rok temu nikt nie wierzył, że możemy znów pojechać na Narodowy. To jest piłka, nie ma rzeczy niemożliwych. Powtarzaliśmy sobie przed tym meczem wielkie słowa. Ci, którzy tam byli wiedzą jakie to są wielkie emocje, a ci co nie byli to mają szansę, żeby się tam znaleźć. Bo tak naprawdę na Stadionie Narodowym można się znaleźć, albo grając w reprezentacji, albo gdy gra się w finale Pucharu Polski. Mentalnie po porażkach byliśmy w dołku. Wspieraliśmy się, motywowaliśmy i udało się. Pierwszy wynik Koronę uśpił, widzieliśmy w ich poczynaniach nerwowość. Powtarzaliśmy sobie, że ten mecz można wygrać w końcówce. Plan na to spotkanie realizowaliśmy od początku do końca. Przed pierwszym gwizdkiem Korona była bliżej, ale to my odrobiliśmy pracę domową.
► 128. mecz Arki w Pucharze Polski
► Trzeci awans Arki do finału PP
► Dziesiąty mecz Arki w półfinale PP
► 97. mecz Korony w Pucharze Polski
► 16. kolejny mecz Arki w PP ze zdobytą bramką
► 30. porażka Korony w PP
► Trzeci wyjazdowy mecz Korony w półfinale PP i trzeci bez wygranej
► Jubileuszowa bramka nr 200 strzelona przez Arkę w PP (bramka na wagę awansu do finału)
► Trzeci mecz tych drużyn w drugiej potyczce w PP i drugie zwycięstwo Arki (obie wygrane na własnym boisku)
► Piąty mecz Arki w PP na własnym boisku, po nim bilans dodatni 2-1-2, bramki 7:6
► Szósty mecz Korony w półfinale PP i po nim bilans minimalnie ujemny 2-2-2, bramki 6:7