piątek, 8 sierpnia 2025
Agnieszka Winczo: Podczas pierwszego sparingu miałam ciarki
109 występów i 38 bramek w reprezentacji Polski, czternaście lat gry w Niemczech i miano niekwestionowanej legendy kobiecego futbolu nad Wisłą. Agnieszka Winczo latem zdecydowała się na powrót do kraju i rozpoczęcie nowego etapu. Została asystentką trenerki Patrycji Falborskiej w ekstraligowym AP ORLEN Gdańsk, gdzie jej wyjątkowa ambicja ponownie ma pomóc w osiągnięciu sukcesu.
W biało-czerwonych barwach rozegrałaś 109 meczów. Nie wiem, czy pamiętasz jeszcze swój debiut w roli zawodniczki, bo miał on miejsce w 2004 roku, ale… czy przed premierowym spotkaniem w roli asystentki trenerki AP ORLEN Gdańsk odczuwasz podobne emocje jak wtedy?
Mówiąc szczerze, trudno to porównać. Każdy pierwszy mecz, czy to w reprezentacji, czy w tej nowej roli, jest jednak pozytywnym i wyjątkowym wydarzeniem. Jest we mnie mnóstwo emocji, które na pewno pozostaną ze mną na długo. Tak naprawdę nie pamiętam swojego debiutu w kadrze – trochę tych spotkań jednak rozegrałam i każde z nich było szczególne. Natomiast to, co dzieje się teraz, jest dla mnie niesamowitym przeżyciem, tym bardziej że ligę rozpoczniemy w Sosnowcu. A to przecież Czarni byli dla mnie pierwszym klubem. Gdy wyjechałam z Częstochowy, trafiłam właśnie tam, mieszkałam w internacie i bardzo rozwinęłam się jako człowiek oraz piłkarka. Wiem, że na mecz przyjdzie moja rodzina, znajomi… To świetne emocje.
Tyle sentymentów, że wynik mógłby zejść na dalszy plan.
Takiej opcji akurat nie ma! Całym serduchem jestem ze swoją obecną drużyną i tak już pozostanie. Od miesiąca patrzę, jak wspaniałą pracę wykonują te dziewczyny i jestem pod wrażeniem. Trafiłam do cudownego zespołu, mamy świetny sztab i cieszę się, że tu jestem. Już wcześniej miałam propozycje pracy jako trenerka w Niemczech, ale zawsze odmawiałam. Musiałam poczuć, że to „ten klub”.
To, jak trafiłaś do ORLEN-u, również jest ciekawą historią. Podobno wszystko zaczęło się od spotkania na gali 105-lecia PZPN.
Dokładnie. Na samej gali siedziałam wspólnie z Jolą Siwińską przy stoliku „Wybitnego Reprezentanta”, tego troszkę młodszego pokolenia. Byli tam, m.in. Jerzy Dudek, Jacek Krzynówek, a obok nas siedziały, np. Marysia Makowska czy Ania Gawrońska. W pewnym momencie stwierdziłam, że pora już się zbierać i iść do swojego pokoju. Po drodze był jednak stolik trenerów i byłych szkoleniowców. Przysiadłam na chwilę, by trochę powspominać. Tak się trafiło, że znalazłam się pomiędzy prezesami Górnika Łęczna i AP ORLEN Gdańsk, których wcześniej w ogóle nie znałam. Z prezesem Tomaszem Bocheńskim bardzo szybko złapaliśmy „flow”, odnaleźliśmy wspólny język. Umówiliśmy się, że jak wpadnę do Gdańska, to jeszcze się spotkamy. Tak też się stało, a po dwóch, może trzech miesiącach, prezes zadzwonił do mnie i zapytał, czy nie chciałabym zmienić czegoś w swoim życiu, wrócić do Polski, ale i do piłki. W sumie ciągle przy niej byłam w Meppen, czy to na meczach reprezentacji - właśnie w Gdańsku - ale jako kibicka. Stwierdziłam „czemu nie”, przecież mogę pomóc dziewczynom, zobaczyć, jak ten futbol się rozwija, bo gdy ja zaczynałam wszystko było na zupełnie innym poziomie, nie było takiego zaplecza. Dla mnie było to wyzwanie, by wprowadzić do drużyny coś, czego nie miałam. Trafiłam na sztab, który również tego pragnie.
Konsultowałaś z kimś tę decyzję?
Moją prawą ręką, ale i serduchem, w każdej sytuacji jest moja mama. Od razu do niej zadzwoniłam i podzieliłam się tą nowiną. Wspólnie doszłyśmy do wniosku, że warto spróbować i wrócić do korzeni.
Czyli nie zastanawiałaś się długo.
Nie, bardziej zastanawiałam się, jak to będzie, bo jednak przez czternaście lat żyłam w Niemczech, które stały się moim drugim domem. Miałam tam stałą pracę, przyjaciół. To była więc duża zmiana, ale nie boję się wyzwań. W każdym klubie, w którym grałam oraz mieście, w którym mieszkałam znajdowałam i przyjaciół i wspólny język z ludźmi. Mam świetne doświadczenia, dlatego bardzo cieszyłam się na ten nowy rozdział w życiu.
Wspomniałaś wcześniej o Joli Siwińskiej. Obie macie ogromne doświadczenie, przez lata grałyście za granicą, stanowiąc o sile reprezentacji Polski. Teraz jesteś trenerką Joli w AP ORLEN Gdańsk. Fantastyczna historia!
Oj tak! Nadal się przyjaźnimy, zawsze na boisku krzyczała do mnie „Aga!”, „Winia!”, a tu nagle musi do mnie mówić „pani trener” (śmiech). Cieszę się jednak, że mam Jolę w drużynie, bo jest niezwykle ważnym ogniwem naszego zespołu. Może jestem dla niej „panią trener”, ale mamy mnóstwo wspomnień, o których często rozmawiamy.
Nie kusi cię czasem, by wyskoczyć do piłki dogrywanej przez Jolę?
A kto powiedział, że tego nie robię?! Gdy tylko mogę się przydać, jestem dostępna do treningu. Dziewczyny śmieją się i pytają, kiedy wrócę na boisko. Zostawiam to jednak im. Chcę się sprawdzić w nowej roli.
Wasza drużyna to rzeczywiście mieszanka doświadczenia z młodością. Czujesz się autorytetem dla tych mniej ogranych na wysokim poziomie zawodniczek?
Na pewno nim jestem, aczkolwiek sztab, który tworzymy wspólnie z Patrycją Falborską, Mikołajem Brylewskim, Patrycją Salwą i Anetą Plotzką jest naprawdę świetny. Każdy z nas może być dla tych dziewczyn inspiracją. I od każdego można coś „wyciągnąć”. Wygląda to super i mówiąc szczerze, nie sądziłam, że rola trenera może być tak przyjemna. Może, gdybym to wiedziała, zdecydowałabym się na to wcześniej, jeszcze w Meppen. Tam jednak miałam dużo więcej osób na poziomie przyjacielskim – myślę, że nie zafunkcjonowałoby to w odpowiedni sposób. Ta „czysta karta” ma jednak znaczenie.
Wasz sztab ma opinię najciekawszego w lidze. Nie sposób się z tym nie zgodzić.
Bardzo fajnie się uzupełniamy. Nie czuć, by jedna osoba brylowała nad drugą. Mamy „chemię”. Akurat mija miesiąc od naszego pierwszego treningu i w tym czasie zbudowaliśmy świetną atmosferę. Życzę każdemu, by miał taki sztab. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego wejścia w karierę trenerską.
Jakie masz zadania w sztabie? Biorąc pod uwagę twoje doświadczenie, wydaje się, że główną misją powinna być praca z napastniczkami.
Dokładnie. Jestem odpowiedzialna właśnie za linię ataku, ale z Patrycją dzielimy się i innymi obowiązkami. Głównie jednak obserwuję i podpowiadam, jak lepiej poruszać się w ofensywie, jak być lepszą napastniczką.
Widzisz duży potencjał w ofensywie AP ORLEN Gdańsk?
Widzę duży potencjał w tej drużynie. Gdy miałam już w głowie, że mogę trafić do tego zespołu, oglądałam każdy mecz. Początkowo była to dla mnie wielka niewiadoma, jednak gdy poznałam te dziewczyny, ogromnie się podbudowałam. Podczas pierwszego sparingu z drużyną SMS-u Łódź, miałam ciarki. To cudowne ponownie czuć te emocje. Co prawda nie można wejść na boisko, ale ta energia wpływa na człowieka fantastycznie.
A jak oceniasz potencjał Orlen Ekstraligi?
Tak naprawdę będę mogła go ocenić, gdy zaczniemy grę o stawkę. Mam jednak nadzieję, że idziemy w dobrym kierunku. Optymizmem napawają mnie mecze reprezentacji, aczkolwiek większość naszych kadrowiczek na co dzień występuje jednak w klubach zagranicznych.
To dobry trend? Byłaś jedną z osób, które go wyznaczały.
Dobry, ale kluczowe jest to, by zawodniczki wybierały kluby, w których będą grać. Nie ma sensu wyjeżdżać, by siedzieć na ławce, a i takie przypadki niestety się zdarzają. Ja ze swoimi ambicjami bym tego nie zrobiła. Najlepszym rozwojem kobiecej piłki jest gra. Musimy zderzać się z zawodniczkami na boisku, a nie tylko na treningach.
Twoja ambicja jest ogromna. Jakie są natomiast ambicje AP ORLEN Gdańsk na rozpoczynający się sezon?
Interesują nas tylko najwyższe cele. Gdybyśmy mieli walczyć o utrzymanie, czy środek tabeli, nie byłoby mnie w tej drużynie.
Rozmawiała Aneta Galek