Aktualności
[WYWIAD] Mathieu Scalet: Po maturze przyjechałem do Polski, by tu grać w piłkę

W wieku 20 lat Mathieu Scalet zadebiutował w Śląsku Wrocław, zaliczył asystę przy zwycięskiej bramce w prestiżowym meczu z Zagłębiem Lubin i na trzy lata… zniknął z ekstraklasy. W tym czasie z rezerwami tego zespołu awansował najpierw do trzeciej, a potem do drugiej ligi i w końcu wrócił do pierwszego zespołu. – Po debiucie liczyłem, że moja kariera w ekstraklasie rozpocznie się na dobre. Tymczasem kolejny mecz rozegrałem dopiero trzy lata późnej. Wierzyłem, że dzięki dobrej postawie w rezerwach przyjdą lepsze czasy. I paradoksalnie nadeszły w trakcie pandemii – mówi Mathieu Scalet.
Jak do tego doszło, że z Francji trafiłeś od rezerw Wisły Kraków?
Grałem w klubie w miasteczku leżącym tuż przy granicy ze Szwajcarią, kilka kilometrów od Genewy. Zdałem maturę i zastanawiałem się co dalej. Moja mama jest Polką, pochodzi z okolic Krakowa i postanowiliśmy, że spróbuję sił w Polsce. Udało się załatwić testy w Wiśle i po tygodniu zostałem piłkarzem rezerw. Czułem, że to dobry pomysł.
Tyle że półtora roku później musiałeś już szukać nowego klubu.
Regularnie grałem w trzeciej lidze. Tyle że po sezonie 2015/2016 rezerwy zostały rozwiązane i nie było zainteresowania ze strony pierwszej drużyny. Miałem propozycję dołączenia do drużyny U–23 Servette Genewa, ale były jakieś problemy z formalnościami i uznałem, że pogram jeszcze pół roku w Polsce. Mama znała prezesa Beskidu Andrychów i tam trafiłem. To miał być tylko przystanek, żebym mógł co weekend wystąpić w ligowym meczu. Wiedziałem, że wkrótce zmienię zespół.
Z czwartej ligi małopolskiej trafiłeś do czwartej ligi na Dolnym Śląsku.
Na początku 2017 roku rozpocząłem testy z rezerwami Śląska Wrocław. Po obozie zapadła decyzja, że podpisujemy krótki kontrakt. Liczyłem, że się pokażę i uda mi się dołączyć do pierwszej drużyny. Strzelałem gole i miałem asysty w drugiej drużynie. Trochę uśmiechnęło się do mnie szczęście, bo w zespole było sporo kontuzji i trener Jan Urban zdecydował, że będę ćwiczyć z seniorami.
I miałeś wyjątkowy debiut. Wszedłeś w 92. minucie na boisku w prestiżowym meczu z Zagłębiem Lubin. I zaledwie 120 sekund później zaliczyłeś asystę przy jedynym golu. Z powtórek wyglądało, że piłka po twoim uderzeniu chyba i tak wpadłaby do siatki, ale przeciął ją jeszcze Piotr Celeban.
Możliwe, żeby tak było. I tak się cieszyłem, że debiut był udany. Myślałem, że od tego meczu zacznie na dobre moja kariera w ekstraklasie. To była dziwna asysta, bo zagrałem piłkę barkiem. Wiedziałem, że muszę w jakikolwiek sposób strącić ją w stronę bramki, bo to da nam szansę na gola. Jak wchodziłem na boisko, to trener nie mówił jakichś wielkich słów. Po prostu wiedziałem, że mam wejść na skrzydło i wykonać swoją robotę. Czasu dużo nie miałem, ale to wystarczyło, by przyczynić się do wygranej. Dostałem wtedy dużo miłych wiadomości, rodzice oglądali mecz we Francji i cieszyli się razem ze mną. Euforia była ogromna.
I po debiucie na trzy lata zniknąłeś z ekstraklasy. Nie chciałeś odejść z klubu?
Dość szybko doszło do zmiany trenera i zapadła decyzja, że wracam do rezerw. Wywalczyliśmy awans do trzeciej ligi, a potem też do drugiej. Byłem jednak sfrustrowany, bo miałem już za sobą debiut w ekstraklasie, a nie dostawałem kolejnych szans, by się pokazać. Myślałem, by iść na wypożyczenie, byłem na testach w kilku klubach, ale nic z tego nie wyszło. Nie było mi łatwo znów grać w rezerwach, ale wierzyłem, że dzięki dobrej postawie przyjdą lepsze czasy. I paradoksalnie nadeszły w trakcie pandemii. Niecały rok temu w kwietniu trener Vitezslav Lavicka zaprosił mnie na treningi pierwszej drużyny. I po prawie trzech latach przerwy znów zagrałem w ekstraklasie. Kontrakt kończył mi się w czerwcu 2020 roku i tak naprawdę te kilka miesięcy miało zaważyć, czy zostanę w Śląsku. Rozmawiałem z trenerem jak wygląda moja sytuacja. Poczułem zaufanie i postanowiłem przedłużyć umowę o rok. Wziąłem pod uwagę też to, że rezerwy Śląska są w drugiej lidze, a to już nie to samo, co czwarta czy trzecia liga. Można się pokazać w Polsce.
W tym sezonie grasz już częściej. Zaliczyłeś siedem spotkań, a w ostatniej kolejce strzeliłeś gola Wiśle, w której nie było dla ciebie miejsca. Co lepiej smakowało – asysta w debiucie czy ta bramka?
Jednak pierwszy mecz w ekstraklasie to wielkie wydarzenie. Do tego zaliczyłem asystę przy zwycięskim golu. A bramka z Wisłą dała tylko remis. Oczywiście bardzo się z niej cieszę, bo mam nadzieję, że to kolejny krok, by grać regularnie.
W weekend zagracie z Lechem Poznań. To będzie mecz dwóch zespołów, które słabo rozpoczęły wiosnę.
Rzeczywiście za nami dwa remisy i porażka. Mecz z Wisłą mimo wszystko zakończył się pozytywnie, bo graliśmy w dziesiątkę, a uratowaliśmy punkt. Mam nadzieję, że z Poznania wrócimy z trzema.
Czujesz się Polakiem czy Francuzem?
Pół na pół. W Polsce jestem już sześć lat. Z językiem radzę sobie coraz lepiej. Dobrze czuję się tu i we Francji.
A gdyby trzeba było wybrać reprezentację?
Propozycja z reprezentacji Polski czy Francji byłaby dla mnie spełnieniem marzeń i zaszczytem. Nie wiem, jednak co bym zrobił, gdybym musiał wybierać. Długo bym się zastanawiał. To byłaby trudna decyzja.
Rozmawiał Andrzej Klemba
Fot. Cyfrasport